U Wierzynka

Kim był Mikołaj Wierzynek? Jak to było z tą ucztą? No i restauracją?

Dziś rzecz będzie faktycznie o pewnych nieścisłościach historycznych, jakie narosły wokół różnych wydarzeń z przeszłości naszego grodu. Jedne wynikają z braku odpowiedniej ilości informacji, inne zostały spreparowane specjalnie (nie zawsze w złych intencjach), jeszcze następne są efektem pomyłki lub zwykłego ludzkiego roztargnienia. A sprawa dotyczy niekiedy kwestii fundamentalnych, czasem kluczowych dla dziejów Krakowa. Oczywiście wszystko o czym sobie dziś opowiemy ma raczej charakter ciekawostki, nikomu nie szkodzi, niczemu nie zawadza i w zasadzie można by nad tym przejść do porządku dziennego. Można – ale nie trzeba.

JAK TO BYŁO Z TYM WIERZYNKIEM?

Zwróćmy uwagę choćby na tak powszechnie znane w Krakowie miejsce jak restauracja „Wierzynek”. Lokal ten znajduje się przy samym Rynku Głównym i słynie z tego, iż tutaj właśnie odbyła się w 1364 roku sławetna uczta u Wierzynka. Podsumujmy jednak fakty! Sama uczta była swego rodzaju kongresem, spotkaniem dyplomatycznym monarchów z różnych zakątków Europy. Było to bardzo ważne wydarzenie, pierwsze na taką skalę zorganizowane w Krakowie, być może najważniejsza tego typu „impreza” od czasów sławetnego Zjazdu Gnieźnieńskiego. Znamy z grubsza ustalenia do jakich doszło na spotkaniu; wiemy, iż ucztowano w przepychu. Na tym jednak nasza wiedza się kończy… Dyskusyjna jest lista gości, kwestionowana była nawet data całego wydarzenia. Nas jednak interesuje w tej chwili miejsce, gdzie wspomniany kongres się odbył.

Czy uczta u Wierzynka była w tym miejscu?

Powszechnie uważa się w Krakowie, że wszystko miało miejsce właśnie tam, gdzie dziś znajduj się restauracja „Wierzynek” -> w miejscu, w którym Rynek przechodzi w ul. Grodzką. Na jakiej jednak podstawie? Otóż na żadnej właśnie! Nie wiadomo, gdzie naprawdę debatowali władcy. Rozmowom towarzyszyły biesiady, zapewne turnieje rycerskie i inne „atrakcje dodatkowe”. Przez te kilka dni świętowało całe miasto, a miód, piwo i wino lały się strumieniami. Bawiono się i na Wawelu, i na Rynku, jak również w domach prywatnych. Skąd zatem teoria o Wierzynku? Ot, sprytny marketing. Ale o tym za chwilkę…

Kim był Mikołaj Wierzynek?

Faktem jest, że jakąś istotną rolę w całym przedsięwzięciu pełnił rajca miejski Mikołaj Wierzynek. Był zapewne kimś w rodzaju mistrza ceremonii, coś jak „starosta weselny”. Oficjalnym gospodarzem jednak na pewno musiał być król Kazimierz Wielki. Nie do końca dziś wiemy, dlaczego rola radnego Wierzynka była przez ówczesnych kronikarzy tak eksponowana. Być może po prostu reprezentował przed zacnymi gośćmi Radę Miejską stołecznego Krakowa. Nawet jeśli rzeczywiście jakieś spotkanie „na szczycie” odbyło się w jego domu, to nie mamy pewności gdzie dokładnie. Wierzynkowie (a właściwie Wirzingowie) byli bowiem już wtedy zamożną i wpływową rodziną. Posiadali bowiem niejedną nieruchomość.

Jakie były początki restauracji u Wierzynka?

Tak więc dokładnego adresu uczty nikt dziś nie zna. Tymczasem kilkaset lat później historia zatoczyła koło. Otóż opowieść o zjeździe monarchów usłyszał pewien pomysłowy restaurator Kazimierz Książęk. Otwierając restaurację przy Rynku Głównym 16 (w kamienicy należącej niegdyś istotnie do Wierzynków), postanowił połączyć fakty i tak oto nastąpił wielki „powrót do tradycji”. Tak, to tu mógł reklamować się właściciel: „Tylko u mnie królewskie dania! Atmosfera średniowiecza!”. Sam pan Książek nie nacieszył się jednak zbyt długo swoją restauracją. Wszystko działo się bowiem tuż po drugiej wojnie światowej, kiedy Rzeczpospolita przepoczwarzała się właśnie w Polskę Ludową. A władza ludowa przyszła i w 1951 roku znacjonalizowała (czyli zabrała) właścicielowi ów przybytek.

Aż do końca istnienia PRL-u funkcjonował tu państwowy już kombinat gastronomiczny (tak, naprawdę tak się nazywał) „Wierzynek” i było to jedyne bodaj wówczas miejsce, gdzie można było przyprowadzić gości z zagranicy. Na tle ogólnej mizerii, dla „Wierzynka” zawsze trzeba było znaleźć jakiekolwiek sensowne produkty gastronomiczne, z których „czarodzieje kuchni” musieli upichcić coś w miarę smacznego. Dziś, przeglądając ówczesne menu, smakosze muszą czuć się zawiedzeni – ot, zwykłe dania, skomponowane z garści lokalnych składników.

Pamiętać jednak należy, że nic innego po prostu nie było! Żadne tam homary, parmezany czy inne trawy cytrynowe. Dziś w dowolnym lokalu wybór składników jest z dobre dziesięć razy bogatszy. Restauracja przynosiła jednak zysk – i oto chodziło! Turyści zostawiali dolary czy też w ostateczności inne zagraniczne pieniądze (tzw. dewizy), za które później PRL mógł kupić…cokolwiek. Polski złoty był bowiem walutą w ówczesnym świecie nic nie wartą. Restauracja „Wierzynek” (oczywiście sprywatyzowana) istnieje do dziś, radzi sobie i biznes się kręci (zresztą w takiej lokalizacji, trudno żeby było inaczej). Obok wejścia i napisu z nazwą lokalu widnieje dumna data: „1364”. Niech już sobie będzie, ale chyba nie ma co się do niej nadmiernie przywiązywać…

Restauracja „Wierzynek”

To oczywiście nie wszystko w materii, którą dziś poruszyliśmy. Za tydzień następna porcja nieszkodliwych tablic i monumentów, których treść (a czasem w ogóle samo istnienie) jest wszakże dyskusyjna. Mamy nadzieję, że kontynuacja tematu spotka się z Waszym zainteresowaniem. Wyrażona w komentarzach aprobata Czytelników przyjęta zostanie życzliwie, ewentualne protesty zaś, nie zostaną uwzględnione.

Więcej Krakowskich kłamstw znajdziesz tutaj:

Jeśli chcesz być zawsze na bieżąco z naszymi tekstami o Krakowie, zaobserwuj naszą stronę na Facebooku.

Leave a Comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *