Kolejne kłamstwa

Zgodnie z obietnicą, dziś kontynuujemy temat z ubiegłego tygodnia. Jest bowiem w Krakowie wiele miejsc, gdzie upamiętniono fakty i wydarzenia z przeszłości, które nieraz w ogóle nawet nie miały miejsca. Albo działo się inaczej, niż jest to upamiętnione na tablicy. Jak to jest w ogóle do cholery możliwe? Ruszajmy!

Dzisiejszy przegląd nieścisłości historycznych zacznijmy od Floriańskiej.

Jak to było z tym Balzakiem?

Stoimy na skrzyżowaniu tejże ulicy z „ulicą Tomasza” (jak to się często mówi).Przed nami piękna kamienica numer 14. Tak – oto Hotel Pod Różą. Jeden z najstarszych (najstarszy?) wciąż działających hoteli w Krakowie. Na przestrzeni dziejów obiekt zmieniał nazwy, właścicieli, ale trwał. Zmieniali się też oczywiście goście hotelowi. I jednemu z nich poświęcona jest tablica wmurowana w fasadę. Chodzi o Honoriusza Balzaka. Wielki francuski pisarz bawił w Krakowie kilkukrotnie. Kraków leżał po drodze z Francji do miejscowości Wierzchownia (ob. Ukraina), gdzie mieszkała jego wieloletnia kochanka, a ostatecznie żona Ewelina Hańska. Oczywiście tak zacną personę wypadało upamiętnić, stąd w latach 60. XX wieku umieszczono na ścianie hotelu stosowną tablicę. Jedyny (drobny wszakże) problem, to fakt iż Balzak nigdy tu nie mieszkał. Najprawdopodobniej ani razu. „Upamiętniaczom” coś się po prostu pomyliło. Sęk w tym, że oprócz Hotelu Pod Różą działał wówczas w Krakowie obiekt o bardzo podobnej nazwie. Chodzi o Hotel Pod Białą Różą, przy ulicy Stradomskiej 13. I to tam właśnie zatrzymał się Balzak. Nie wiemy wszystkiego o wszystkich pobytach pisarza w Krakowie, ale tablica na Floriańskiej upamiętnia datę jego ostatniego pobytu. Tymczasem jak na złość właśnie o ostatnim pobycie wiemy, iż zatrzymał się na Stradomiu. Na pewno. Nawet zachwalał mistrz Honoriusz ogólną czystość, smaczną kawę i wygodne łóżka. Tablica wylądowała więc tu przez roztargnienie. A może uznano że tu będzie zauważona przez więcej osób, niż „gdzieś tam, na dalekim Stradomiu”, ileś tam set metrów od Rynku. Kto tam w ogóle chodzi, po tych przedmieściach? (dla ewentualnych czytelników spoza Krakowa – wszystko poza obrębem Plant, to dla zatwardziałych krakusów obrzeża cywilizacji).

Jedyny (drobny wszakże) problem, to fakt iż Balzak nigdy tu nie mieszkał.

Dziś Hotelu Pod Białą Różą dawno już nie ma, jest to prostu zwykła, cokolwiek zaniedbana nieco kamienica. Być może do zamieszania przyczynił się fakt, że w pewnym momencie restaurację z dawnego Hotelu Pod Białą Różą przeniesiono do Hotelu Pod Różą. Tak po prostu, żeby wszystko bardziej jeszcze zagmatwać. Żeby było jeszcze śmieszniej, dziś działa w Krakowie restauracja Biała Róża i nie mieści się ona ani na Floriańskiej, ani na Stradomiu. No dobrze, wystarczy już. Mam tylko nadzieję, że chociaż ja nic tu nie pomyliłem…


Tablica upamiętniająca pobyt Balzaca
Tablica z kamienicy na ulicy Floriańskiej 14 w Krakowie.

Gdzie najlepiej wymyśla się melodie?

Chodźmy więc dalej, by w spokoju zebrać myśli. Nie ujdziemy jednak daleko, bo oto po sąsiedzku nasz wzrok przykuwa kolejna tablica. Umieszczona na ścianie domu przy Floriańskiej 20, upamiętnia Feliksa Nowowiejskiego. A ściślej fakt, iż to właśnie tutaj, Nowowiejski miał skomponować muzykę do „Roty” Marii Konopnickiej (tym, którzy szkoły pokończyli już dawno, przypominamy: „Nie będzie Niemiec pluł nam w twarz, ni dzieci nam germanił…”). Tablicę odsłonięto tu w 2010 roku, w 600-lecie bitwy grunwaldzkiej. A dokładniej w 100-lecie odsłonięcia Pomnika Grunwaldzkiego w Krakowie, wtedy bowiem właśnie po raz pierwszy dokonano pierwszego, publicznego odśpiewania „Roty”. Wszystko jest więc niby w porządku. Tylko co z tą tablicą? Dlaczego tutaj właśnie – jak uznano – miał Nowowiejski skomponować melodię do słynnego wiersza? To proste – przecież tutaj chodził do fryzjera! Tak, tak. W ten sposób tłumaczono genezę tablicy. Kompozytor doznać miał olśnienia czekając na swoją kolejkę do strzyżenia. Żart czy nie żart? Czy jest to gdzieś potwierdzone, zapisane? Nigdzie poza ową tablicą. Niby sam kompozytor podobno śmiał się, że inspiracji dostarczyć miał mu pobyt u fryzjera, ale jakieś to wszystko trochę naciągane. Samej Konopnickiej (gdy to usłyszała) zresztą się to też nie podobało.

Kompozytor doznać miał olśnienia czekając na swoją kolejkę do strzyżenia.

Sama tablica jest darem znanego artysty rzeźbiarza Stefana Dousy, więc nie poszło na nią „z naszych pieniędzy”. Choć wydarzenie, które na niej opisano jest – moim zdaniem – nie do potwierdzenia (ani też nie do całkowitego wykluczenia), nie ma co się obruszać. Potraktujmy to jako sympatyczną ciekawostkę, jeszcze jedną anegdotkę do opowiadania o Krakowie.


Tablica upamiętniająca  miejsce napisania melodii do Roty.

Mamy księgarnię. Ale czy najstarszą?

W lepszych już nieco humorach idziemy dalej. Zmieńmy jednak kierunek i zawróćmy ku Rynkowi. Słuchamy hejnału, odganiamy sprzedawców pamiątek, uprzejmie odmawiamy przejażdżki paniom z dorożek (pozdrawiamy!) i z garścią ulotek reklamowych w ręku stajemy przed domem nr 23. To kamienica Kromerowska. Stary, zacny dom. Jego mury pamiętają jeszcze wiek XIV, choć za bardzo po nim dziś tego nie widać. Przy wejściu do księgarni na parterze (dziś Empik) odnajdujemy tablicę pamiątkową. Głosi ona wszem i wobec, iż księgarnia niniejsza jest najstarszym tego typu przybytkiem, i to w całej Europie! Bardzo to miłe, Kraków znów jest w czymś pierwszy i najlepszy (to samozadowolenie, czy jednak leczenie kompleksów?). Szkoda, że i ta tablica jest tu wmurowana trochę na siłę. Otóż faktycznie, dokumenty potwierdzają fakt istnienia księgarni w tym miejscu już roku 1610. Prowadził ją niejaki Franciszek Jakub Mercenich, który zajmował się sprzedażą książek importowanych z całej bez mała Europy. Interes się kręcił dobrze, ale niezbyt długo. Kres biznesowi przynosi zgon właściciela w 1613 roku. Księgarnia (już w rękach kogoś innego) funkcjonuje tu jeszcze do roku 1625, po czym następuje koniec. Płyną lata, mijają epoki, zmieniają się funkcje kamienicy. Działają tam różne przedsięwzięcia, ale na pewno nie księgarnia. Dopiero w 1872 ponownie lokuje się tu biznes książkowy. Niejaki Władysław Jaworski przenosi tutaj swoją księgarnię, pierwotnie znajdującą się kilka domów dalej. W 1875 cały interes zostaje sprzedany znanemu warszawskiemu „koncernowi” wydawniczemu Gebethner i Wolff. I od tego momentu rzeczywiście, aż do dzisiaj mieści się tutaj księgarnia (z króciutką przerwą na ostatnią zmianę właściciela). „Gebethner” (jak się o niej mówiło) należał do najszacowniejszych lokali tego typu w Krakowie. Dekady działalności pod jednym szyldem przyniosły mu szacunek i uznanie. Są krakowianie, którzy do dziś mówią „idę do / byłem u Gebethnera”. Oczywiście po II wojnie światowej władze komunistyczne zlikwidowały warszawską centralę firmy, a więc i wszystkie jej filie (w tym krakowską). Upaństwowiona księgarnia działała tu jednak również w okresie PRL, a po prywatyzacji (i kilkukrotnych zmianach szyldu) istnieje po dziś dzień. I tylko ta tablica…

Czy to, że w pierwszej ćwierci XVII stulecia funkcjonował tu skład książek, upoważnia nas do tego by twierdzić, iż to najstarsza księgarnia Europy? Wszak lokal o podobnym profilu działalności wrócił tu dopiero niemal po 250-u latach przerwy. I to zupełnie przypadkowo. Nie ma tu żadnej ciągłości. Niewątpliwie lokal ma długie tradycje, jest powszechnie znany i szczycił się wieloletnią, wierną klientelą, oraz bogatą ofertą (przynajmniej do niedawna). Ale najstarszy? Tablica ma oczywiście charakter autopromocyjny, reklamowy. Nie wiem gdzie jest najstarsza księgarnia Europy, ale raczej nie szukałbym jej akurat właśnie tu.

Lokal o podobnym profilu działalności wrócił tu dopiero niemal po 250-u latach przerwy.


Tablica informująca o najstarszej księgarni w Europie.

Po wyjściu z księgarni chodźmy dalej. Gdzie teraz? Gdzie nas wzrok poprowadzi. A może by tak na plac Szczepański? A nuż coś tu znajdziemy…

Plac Gwardyi Narodowej. Że co?

Proszę – oto jest. Kamienica narożna zwana Domem Szołayskich, obecnie należąca do Muzeum Narodowego. O samych Szołayskich może innym razem, nas interesuje w tej chwili umieszczona tu (dość wysoko, od strony placu) tablica. Nie znajdziemy w jej treści jakiegoś wielkiego przekłamania. Upamiętnia ona po prostu fakt nazwania placu Szczepańskiego placem Gwardii Narodowej. Jedyne co się nie zgadza to fakt, że przecież plac ten tak się nie nazywa. To znaczy nazywał się, ale bardzo krótko. Nazwę tą otrzymał w 1811 roku, na cześć Gwardii Narodowej – czyli swego rodzaju milicji miejskiej z czasów Księstwa Warszawskiego. Ta elitarna formacja miała w zwyczaju urządzać swe ćwiczenia właśnie tutaj, na placu świeżo powstałym po zburzeniu kompleksu kościoła św. Szczepana.

Jedyne co się nie zgadza to fakt, że przecież plac ten tak się nie nazywa.


Tablica z placu Szczepańskiego
Tablica z placu Szczepańskiego

Warto zauważyć, że była to pierwsza w Krakowie decyzja administracyjna, mająca nadać nazwę urzędową jakiejś przestrzeni miejskiej. Do tego momentu stosowano zwyczajowe nazwy ulic i placów, nieraz różniące się od siebie dość znacznie. Jedna ulica miała np. kilka różnych nazw i ciężko było ustalić czy rozmówcom chodzi na pewno o to samo miejsce. Inne znowu nazwy powtarzały się wielokrotnie, tyle że w różnych punktach miasta. Tak więc panował chaos i dopiero od placu Szczepańskiego rozpoczęto porządkowanie tego wszystkiego. Niestety początki były trudne. Urzędowo wymuszonej nazwy placu Gwardii Narodowej nikt bowiem nie używał. Władze miasta prosiły, zachęcały, zalecały i nic. Zdecydowano się nawet nadać placowi tą samą nazwę raz jeszcze, by do wszystkich obywateli dotarło. Też nic. Decyzje urzędowe były nieskuteczne. Wszyscy chodzili i handlowali „na Szczepańskim”. W końcu miasto machnęło ręką i pozostawiono nazwę zwyczajową. Została tylko nieaktualna tablica…

Czy ten witraż może kłamać?

A skoro jesteśmy już jesteśmy na placu Gwardii…Szczepańskim, to rozejrzyjmy się jeszcze dokładnie. Znajdziemy coś jeszcze? Jakąś pozbawioną uzasadnienia tablicę? Nie. Ale znajdziemy coś innego. Stańmy przed domem oznaczonym nr.2. Jest to bardzo okazała kamienica, własność pewnego zamożnego przedsiębiorcy pogrzebowego z początków XX wieku, pana Wolnego. Nad bramą wiodącą do budynku umieszczony jest witraż z pewną informacją. Nie przyglądalibyśmy się mu dzisiaj (chociaż ładny), gdyby nie to, że informacja owa jest – oczywiście – nieprawdziwa. Wyczytać tu możemy, iż na miejscu tego domu stało kiedyś probostwo wyburzonego kościoła św. Szczepana. Rzeczywiście tak było – tylko że w domu położonym obok, jednym z tych, które weszły skład kompleksu Teatru Starego. Tak więc detal, może bez większego znaczenia. Ale jednak pomyłka. Warto zauważyć, witraż – sam w sobie małe dzieło sztuki – pochodzi z najsłynniejszej krakowskiej pracowni S.G. Żeleńskiego.


Witraż z placu Szczepańskiego.
Witraż z placu Szczepańskiego.

Nazbierało się nam trochę tych fałszerstw i pomyłek. Zasadniczo normalną rzeczą jest, iż pewne wydarzenia historyczne są przedmiotem dyskusji. Historycy, badacze spierają się – czy coś na pewno miało miejsce, czy to na pewno było tutaj, czy na pewno w tym, a nie innym roku. Niekiedy fakty uznane za pewniaki zostają nagle na nowo zweryfikowane. Ktoś coś przeoczył, ktoś inny zaś to odkrył – czasem po dziesiątkach lat. W innym przypadku zaś te same fakty są interpretowane przez różnych badaczy na różne sposoby. Ale tablice? Przechodząc koło solidnej, marmurowej tablicy wmurowanej w ścianę starego budynku mamy pewność (wydawałoby się), iż to co jest na niej napisane to szczera prawda, zweryfikowana przez specjalistów. Jak widać – nic bardziej mylnego. Zalecamy więc zachowanie przy wszelkich tablicach i upamiętnieniach szczególnej czujności. Nie wszystko jest bowiem takie, jak się może na pierwszy rzut oka wydawać. Stoimy przed domem, gdzie jest napisane, iż ktoś tu mieszkał – a tymczasem tak naprawdę nie mieszkał? No jak to tak? Może to i nieszkodliwe (mi aż tak nie przeszkadza), ale pomyślmy – co za absurd! Jednocześnie zaznaczam, iż większość przedstawionych dziś faktów to nie żadne odkrycie Ameryki. Zwłaszcza o błędnej tablicy Balzaka wiadomo w Krakowie od dawna. A jednak nikt nic z tym nie robi.

Zalecamy więc zachowanie przy wszelkich tablicach i upamiętnieniach szczególnej czujności.

Cykl poświęcony błędom i pomyłkom był zaplanowany pierwotnie na dwa odcinki. Jednak szukając materiałów, udało się znaleźć jeszcze trochę tego typu ciekawostek. Tak więc coś w tej materii naskrobiemy jeszcze za tydzień, po czym nastąpi radykalna zmiana tematu – nie zdradzimy jednak na jaki (gdyż sami jeszcze tego nie wiemy…)


Kategorie wpisów na blogu


Leave a Comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *