Legenda Oracewicza

Kim był Oracewicz? UWAGA OSZUŚCI! Fałszują historię! Żądamy odkłamania prawdy! Kto odpowie za ten skandal???!

Dzielny Oracewicz

Kolejna rzeczą, jaką chciałbym poruszyć, jest kwestia tablicy dla Oracewicza, umieszczonej na murze Barbakanu. Warto zauważyć na marginesie, iż sama nazwa „barbakan” jest dość młoda (jak na Kraków) i w zasadzie ahistoryczna. Przez stulecia – aż do XIX wieku – budynek ten potocznie nazywano „Rondlem” i może trochę szkoda, że określenie to popadło w niepamięć. Wracając jednak do wątku głównego: otóż na murze Barbakanu vel Rondla znajdziemy tablicę, która również nie przekazuje nam do końca prawdy historycznej. Upamiętnia ona pewnego pasamonika (pasamonicy zajmowali się wytwarzaniem powiedzmy…pasmanterii) Marcina Oracewicza.

Kiedy Marcin Oracewicz się wykazał?

Wsławił się ów dzielny mąż w czasie konfederacji barskiej. Wówczas to, w roku 1768, dokładnie 22 czerwca, grubo ponad tysiąc rosyjskich żołdaków przystąpiło do szturmu Krakowa. Miasto zajęte zostało dzień wcześniej przez skonfederowane oddziały polskie, które (trochę na siłę) zmusiły Kraków do przystąpienia do konfederacji. Mniejsza w tej chwili o szczegóły historyczne; sytuacja była taka, że u bram stał wróg: silny, liczny, nowocześnie zorganizowany i dobrze wyposażony. Krakowa bronił przeciętnie wyposażony oddział konfederatów (w większości typowi, wąsaci „panowie szlachta”) oraz kilkudziesięciu uzbrojonych mieszczan. Efekt był łatwy do przewidzenia… Rosjanie ruszyli do szturmu. Ich dowódca, generał Iwan Panin wyszedł przed szereg, by dać ostatnie wskazówki i wskazać słabe punkty w murach. I wtedy… nastąpił koniec. Generał w ułamku sekundy padł jak rażony piorunem.

To właśnie wspomniany przed chwilą Marcin Oracewicz pozbawił go życia jednym, celnym strzałem. I jeszcze gdyby to był chociaż klasyczny nabój, ale nie! Amunicja już się skończyła, Oracewicz sięgnął więc po okazały guz (guzik) od swego żupana, guzem tym nabił broń i wystrzelił. Kto kiedykolwiek widział jak wygląda taki żelazny guz, ten wie, że faktycznie można by nim zabić. Śmierć nastąpiła więc na miejscu, skonfudowani Rosjanie odstąpili od oblężenia. Oracewicz został bohaterem Krakowa. I tak kończy się piękna… legenda.

Ile jest prawdy w legendzie o Oracewiczu?

Postać Oracewicza jest autentyczna, faktycznie był pasamonikiem, w dodatku starszym całego cechu. Był też z pewnością uzdolnionym strzelcem, wyróżniającym się wśród innych braci kurkowych (do których należał). Nie mógł jednak zabić generała Panina – gdyż Panina tam po prostu nie było! Nie jest to żadne wielkie odkrycie. Historycy już dawno ustalili, że oblężeniem rosyjskim dowodził podpułkownik Bock, a nie żaden Panin. W dodatku Oracewicz owszem, trafił go, ale nie od razu. Dopiero trzeci strzał okazał się celny, a Bock dostał pociskiem w twarz, lecz nie zginął. Są jeszcze źródła, które głoszą, że owszem, zostały ranny – ale nie Bock, tylko jeszcze inny oficer… O to czy strzelano tradycyjną kulą, czy też guzem od żupana nie będziemy się rozwodzić. Okres konfederacji barskiej obfituje w tego typu mity i legendy.

Tablica Oracewicza jednak jest.

Tak więc legenda ta nie wytrzymuje konfrontacji z rzeczywistością. Niemniej jednak celny strzelec Oracewicz doczekał się w Krakowie swojego popiersia, był wszak postacią autentyczną i wsławił się w obronie swojego miasta. Tablica na Barbakanie informująca o zabiciu Panina nie przekazuje nam jednak prawdy. Szczegół? Owszem. Szczegół i nic więcej. Taka ówczesna „miejska legenda” miała po prostu wzmacniać morale Polaków w okresie niewoli (tablicę wmurowano pod koniec XIX wieku). Podkreślać bohaterstwo i heroizm przodków i dawać nadzieję na bardziej optymistyczną przyszłość. Zresztą (domniemane i autentyczne) czyny Oracewica właściwie na niewiele się zdały. 17 sierpnia 1768 roku nocnym oraz wzmocnionym szturmem Rosjanie i tak zdobyli Kraków, a miasto tak się im spodobało, że zadomowili się w nim na kilka lat. W sumie może trochę szkoda, że ani Panin, ani Bock nie zginęli podczas oblężenia. Może mieliby nauczkę – trzeba było siedzieć w swoim Riazaniu, czy Jekaterynburgu…

Tablica na Barbakanie

To oczywiście nie wszystko w materii, którą dziś poruszyliśmy. Za tydzień następna porcja nieszkodliwych tablic i monumentów, których treść (a czasem w ogóle samo istnienie) jest wszakże dyskusyjna. Mamy nadzieję, że kontynuacja tematu spotka się z Waszym zainteresowaniem. Wyrażona w komentarzach aprobata Czytelników przyjęta zostanie życzliwie, ewentualne protesty zaś, nie zostaną uwzględnione.

Więcej Krakowskich kłamstw znajdziesz tutaj:

Jeśli chcesz być zawsze na bieżąco z naszymi tekstami o Krakowie, zaobserwuj naszą stronę na Facebooku.

Leave a Comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *