Zmniejszanie i zwiększanie krakowskich Plant

Zmniejszanie Plant? Przez mniej więcej dwa stulecia swego istnienia, Planty przechodziły różne koleje losu. Były upiększane, „upiększane” na siłę, dewastowane, zaniedbywane… Choć egzystencja Plant nigdy bodaj nie była zagrożona, nie udało się jednak uniknąć pewnych uszczupleń ich powierzchni. W sferze marzeń pozostała większość planów rozszerzenia Plant oraz realizacji ich… kopii.

Jak zmieniały się Planty?

Proces kreacji Plant (jak już poprzednio ustaliliśmy) był rozpisany na lata, a przez kolejne lata podlegały one jeszcze dalszym metamorfozom. Ich dzisiejszy wygląd jest więc wypadkową szeregu różnych czynników. Poza aktualnym zarządcą zieleni, do czynników tych należały również m.in. wielka polityka (dewastacja w czasie ostatniej wojny), stan gospodarki (degradacja w epoce PRL), ale także apetyty inwestorów.

Co powstawało w miejscu murów miejskich (w innych miastach)?

Ci ostatni bowiem, już od dawna ostrzyli sobie zęby na tą bezbronną w gruncie rzeczy przestrzeń. Tyle miejsca do zabudowy! Przecież każde szanujące się historyczne miasto posiadało mury obronne. Nie w każdym jednak, na ich miejscu wytyczano park. Najczęściej obszar ten ulegał właśnie po prostu zabudowie. Gdyby chociaż jakiejś wartościowej, ale nie – przeważnie były to banalne kamienice czynszowe. Dzisiaj jedynie poprzez analizę planu takiego miasta, możemy próbować wyobrazić sobie, którędy przebiegały dawne mury. Najczęściej zdradza to jakiś łuczek, owal, charakterystycznie wygięta ulica – ale i to nie zawsze (kto dziś jest np. w stanie na szybko rozrysować przebieg fortyfikacji krakowskiego Kazimierza?).

W Krakowie dobrze widać, gdzie były mury.

W Krakowie przebieg dawnych murów jest wyjątkowo czytelny, ale to raczej wyjątek niż reguła – a wszystko właśnie dzięki Plantom. Gdyby Senat Wolnego Miasta zdecydował się sprzedać poforteczne grunty inwestorom, Kraków wyglądał by zupełnie inaczej. Zapewne wokół murów wytyczono by ulicę i zabudowano ją następnie z obu stron kamienicami. Domniemany wygląd takiej ulicy, możemy zwizualizować sobie idąc np. Pijarską, która jest reliktem dawnej „wewnętrznej obwodnicy” wokół murów. Tyle że zamiast resztki murów, albo kościoła Pijarów, stały by zwykłe domy. Dość jednak gdybania.

Zmniejszanie Plant – Collegium Nowodworskiego

Fakty są takie, że na przestrzeni dziejów, uległy jednak Planty kilkukrotnemu okrojeniu swojego obszaru. Może nie znacznemu rozmiarowo – ale znaczącemu dla ich kształtu. Pierwszy tego typu przypadek to rozbudowa (w 1852) Collegium Nowodworskiego przy ul. Św. Anny. Nowe skrzydło dobudowano praktycznie wprost na Plantach, co jednak specjalnie nikogo wówczas nie ruszyło (i dziś w sumie tez tego nie zauważamy), gdyż zajęło niewielką przestrzeń, a sam obiekt jest dość kameralny.

Drugie zmniejszanie Plant – Collegium Novum

Nieco gorzej wyszło po sąsiedzku. Majestat Collegium Novum całkowicie przesłania nam fakt, iż Planty w tym miejscu są najwęższe. A są najwęższe właśnie z powodu wspomnianego gmachu, który posadowiono na terenie parkowej zieleni. Tak, budowę Collegium Novum zrealizowano bezpośrednio na obszarze Plant. Wybuchła o to zresztą nielicha awantura! Rada Miasta podzieliła się w tej sprawie na dwa wrogie obozy. Były (już wówczas) prezydent Zyblikiewicz – zwolennik budowy – grzmiał przeciw swym oponentom: „Nie mogę żadną miarą pojąc agitacyi przeciw odstąpieniu kawałka plantacyj dla uniwersytetu. Zdaje się, że agitatorowie zatracili poczucie polskości”. Efekt ostatecznej decyzji radnych możemy oglądać do dziś. Jakiś czas potem, tuż obok Novum stanęło (również atmosferze skandalu) Collegium Witkowskiego, dopełniając zabudowy tego rejonu Plant.

Willa w środku Plant

Bywały jednak i inne, bardziej nieprzewidziane przypadki. Tereny poforteczne, przez stulecia stawały się własnością różnych osób. Władze stanęły zatem przed koniecznością wykupu poszczególnych gruntów z rąk prywatnych właścicieli. Nierzadko szło to dość mozolnie i wiązało się z procesami sądowymi. A gdzieniegdzie wykupu ziemi w ogóle zaniechano. Najlepszym tego przykładem jest urocza skądinąd neorenesansowa willa położona u samych stóp Wawelu, od ulicy Straszewskiego. Owa willa – chociaż fizycznie zlokalizowana na samym środku Plant – de facto nie stanęła jednak na ich terenie. Jak to możliwe? Po prostu to jest właśnie obiekt wybudowany na prywatnym gruncie, nigdy nie odkupionym przez miasto. Święte prawo własności plus „wolnoć Tomku w swoim domku” i mamy to, co mamy. Niewątpliwie w pasie dawnych murów stanęło za to sąsiednie Seminarium Duchowne.

Hotele na Plantach

Z podobnej natury zjawiskiem, mamy do czynienia z drugiej strony wawelskiego wzgórza. Stoi tam sobie kompleks budynków, składający się na Hotel Royal. Są to bowiem 4 kamienice, które były niegdyś osobnymi hotelami. Ich budowa postępowała po kolei, jeden po drugim i nie wiadomo, gdzie by doszła, gdyby ostatniemu, czwartemu nie dorobiono fasady – co ostatecznie zamknęło możliwość dalszych inwestycji. I te gmachy zbudowano na gruntach prywatnych. To też przykład na to, jak mogłyby wyglądać tereny po murach miejskich, gdyby oddano je pod zabudowę. A tuż obok hotelu rząd kamienic bez… wejścia – tzn. z jedynym wejściem przez podwórza domów od ulicy Grodzkiej. To też wykwit „myśli deweloperskiej” dawnych czasów. Pomyśleć, że to przeszło, a był taki czas, że radni miejscy apelowali o ograniczenie liczby nowych pomników na Plantach, celem – uwaga! – nieuszczuplania przestrzeni parku. Z drugiej znowu strony, radni planowali postawienie na Plantach nowego Ratusza (w okolicy Poczty Głównej). Cudem udało się też uniknąć pomysłów prywatnych inwestorów, zakładających wydzielenie na plantach parceli budowlanych. A ileż dyskusji było, czy przez Planty można puścić torowisko tramwajowe – chodziło wówczas o wylot ul. Szewskiej. Jak dowodzą stare tory zatopione w bruku tej ulicy, pomysł jednak przeszedł, a obecnie tramwaj śmiga przez Planty na odcinku Franciszkańska-Dominikańska.

Jak powiększano Planty?

Kilkukrotnie udało się też jednak rozszerzyć przestrzeń Plant. Okazuje się, że np. ten ich fragment, na którym znajduje się sadzawka (rejon Sławkowskiej), był pierwotnie częścią – dużo bardziej rozległego niż obecnie – kleparskiego targowiska. Dopiero dobre pół wieku po utworzeniu Plant, z obszaru tego wyrugowano handel i włączono go w struktury parku. Z doskonałym zresztą skutkiem. Ale Planty i tak miały być w sumie znacznie większe. Ich pomysłodawca (profesor Radwański), zakładał pierwotnie, iż obejmą one swoim zasięgiem nie tylko stary Kraków, ale również Kazimierz! Koszty uczyniły ten projekt nierealnym. Przedłużeniem Plant miała być swego czasu również ulica Bernardyńska. Niestety, nikt jednak nie kojarzy tej ulicy z Plantami. Pewnie zasługa w tym zarówno nieco odmiennego jej charakteru, jak i poniekąd Hotelu Royal, który skutecznie odcina Planty „właściwe” od tych „niedoszłych”.

Jakie były plany na jeszcze większe Planty?

I wreszcie na koniec, do pomysłu Plant (i to wielkich!), powrócono w latach 70. XX wieku. Wówczas to badacz krakowskich fortyfikacji, profesor Janusz Bogdanowski, zaproponował by całe miasto otoczyć pierścieniem zieleni – tym razem bazującej na rozległym systemie poaustriackich fortów. Planty dookoła współczesnego Krakowa, w formacie XXL! I ten pomysł spalił niestety na panewce. Choć do dziś żyje w naszym mieście garstka naiwnych pięknoduchów wierzących, że ta idea jest jeszcze możliwa do zrealizowania. Wybaczamy im, albowiem nie wiedzą co czynią.

Ciekawy Krakowa Maciej pozdrawia!

Leave a Comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *