Zanim powstał Sanepid, czyli o krwawych początkach chirurgii słów kilka…

Współczesna medycyna jest jedną z najszybciej rozwijających się dziedzin nauki. Niesamowite zabiegi, pionierskie operacje, zindywidualizowane leki, dedykowane specjalnie dla wybranych chorych… Tym wszystkim mogą się cieszyć pacjenci żyjący w rozwiniętych krajach XXI wieku. Jednak nie zawsze tak było… prawda?

Dzisiejsza wiedza medyczna jest efektem pracy pokoleń naukowców. Czasem naukowców poważnych, innym razem rozmaitych cyrulików, czy zgoła szarlatanów-uzdrowicieli. Z pewnością podstawową sprawą w kwestii leczenia ludzi jest znajomość ludzkiego ciała. Bez tego żaden medyk za daleko nie pojedzie. Jadnak jak ma leczyć, nie wiedząc jak zbudowany jest organizm człowieka? Tymczasem poznanie tajemnic ciała nie zawsze było takie proste…

Medycyna na krakowskim uniwersytecie

Kraków miał oczywiście uniwersytet, a na nim funkcjonujący wydział medycyny. Ale cóż to był za wydział?! Założony w średniowieczu, trwał w średniowiecznych obyczajach, mimo zmieniającego się świata. Mijały stuleci, nauka szła do przodu, a krakowscy medycy nie widzieli potrzeby zbyt głębokich reform. Uniwersyteccy lekarze woleli pisać uczone rozprawki i traktaty – natomiast zabiegami zajmowali się cyrulicy. Taki cyrulik potrafił i puścić krew, i wyrwać zęba, czy nawet zrobić lewatywę. Był więc do wszystkiego, czyli tak naprawdę do niczego. Coś więcej o tym zawodzie może nam powiedzieć fakt, iż cyrulicy należeli do wspólnego cechu (czyli „korporacji zawodowej”) razem z…golibrodami (barbitonsores – mówi Wam to coś?). Nierzadko taki cyrulik był jednocześnie po prostu również golibrodą, barberem. A więc: jednemu pacjentowi wygolimy brodę, następnemu w kolejce nastawimy złamaną rękę. Klient nasz pan! Zabiegi takie przeprowadzano np. w łaźni. Ogólnie rzecz ujmując ich poziom był z grubsza zadowalający, daleko jednak temu do profesjonalnej medycyny.

Niegodna chirurgia

Właściwą chirurgię (jako zawód, nie naukę) uważano za coś niegodnego. Nawet tak podstawowa sprawa jak znajomość ludzkiego ciała rodziła liczne problemy. Nie było wówczas sztucznych modeli medycznych, grafik, przekrojów itp., zresztą skąd miano by je wziąć? Anatomii należało uczyć na prawdziwym ciele, rozkroić je i w ten sposób poznawać co, jak i gdzie. Oczywiście, nie chodzi tu  o ochotników „na żywca”. Do celu tego powinno używać się ostygłych już kandydatów, milczących i gotowych na wszystko. Ale skąd takowych wziąć? Najprostszym źródłem „materiału do badań” był… kat. Straceni skazańcy byli krojeni i ćwiartowani ku chwale nauki, ale nie zawsze udawało się zdobyć takiego „umarlaka”. W dodatku nawet na powołanej w XVII wieku katedrze anatomii krakowskiego uniwersytetu, pokazy sekcji zwłok były rzadkością. Adepci medycyny uczyli się podstaw budowy ciała prawie wyłącznie z traktatów.

O tempora! O mores!

Wszystko to przeminęło jak zły sen, wraz z nadejściem do Polski prądów Oświecenia. Powstała wówczas Komisja Edukacji Narodowej i z jej ramienia przybył do Krakowa Hugo Kołłątaj. Widząc barbarzyńskie („barberzy”) obyczaje złapał się za głowę – „O tempora! O mores!” – zakrzyczał, po czym zakasał rękawy i zabrał się do wytężonej pracy. Dzięki jego staraniom powołany został pierwszy w Polsce nowoczesny (na ówczesne czasy) szpital kliniczny. Kołłątajowi zależało, by chirurgia przestała być wyklętą dziedziną medycyny i stała się pełnoprawna nauką. I tak oto, w 1779 roku, profesorem nowo powołanej katedry chirurgii  i położnictwa został wykształcony za granicą (bo gdzieżby indziej?) Rafał Józef Czerwiakowski. Misja założenia samego szpitala przypadła profesorowi Andrzejowi Badurskiemu, który nie szczędził na tę inwestycję prywatnych pieniędzy. Szukano najpierw miejsca, by nową placówkę gdzieś ulokować. Padło na jedną z byłych siedzib rozwiązanego świeżo co zakonu Jezuitów przy Małym Rynku.

Już na początku 1780 nowoczesna klinika chirurgiczna otwarła swoje podwoje. Przejdźmy się po tej instytucji. Nie zajmie nam to wiele czasu – szpital zajmuje tylko parter i narożną salę na pierwszym piętrze. Izba dla chorych to jedyne osiem łóżek. Poza leczeniem, nowa placówka miała też kształcić studentów. Tu powstało pierwsze w Polsce profesjonalne i oficjalne Theatrum Anatomicum – tzw. teatr anatomiczny, czyli po prostu miejsce do sekcji i preparowania zwłok w celach dydaktyczno-naukowych. Chętnych do poszerzania wiedzy wcale nie było jednak tak wielu… Dlatego władze Krakowa gorąco zachęcały też do uczestnictwa w wykładach (oraz operacjach i sekcjach) członków cechu cyrulików-golibrodów. W większości niepiśmiennych i nieczytanych… Ale podobno chodzili. Po pracy.

Ciężkie warunki

Pionierskie początki nigdy nie są łatwe, ani usłane różami. Na nowe porządki oburzali się nawet niektórzy sami profesorowie. Krojenie i „prucie” ciał ludzkich napawało zgrozą i obrzydzeniem, a plotkującą ulicę – chorobliwą ciekawością. Profesor Czerwiakowski pisał: „Ludzie uważali za nadzwyczajne dziwowisko, gdy po raz pierwszy wniesiono trupa na salę, a tym bardziej że było to ciało ściętego człowieka i kobiety przy tym ściętej, których ciała od sędziego grodzkiego wyjednałem”. Zwykli mieszkańcy Krakowa też byli niechętni nowym praktykom. Podobno bywały dni, gdy wracającemu do domu profesorowi musiała towarzyszyć dyskretna ochrona strażników miejskich.  Same warunki pracy chirurgów były okropne. Wędrując po szpitalu narażeni byliśmy na duchotę i trujące wyziewy. Sam profesor Czerwiakowski narzekał, że sekcje przeprowadzał własnymi rękami i to nie tylko w zimie (jak to było gdzie indziej przyjęte), lecz po prostu wtedy gdy „trupów ukradkiem dostać było można, co się często i w największe trafiało gorąca z nieznośnym z trupów fetorem”. Jak widzimy, ciała trzeba było wciąż jeszcze zdobywać drogą półoficjalną i nie było to łatwe, nierzadko grabarze dostarczali je pod osłoną nocy…  Najczęściej były to wciąż zwłoki skazańców, ale coraz częściej dostarczano również ciała pacjentów zmarłych w innych szpitalach – wciąż jeszcze dużo bardziej prymitywnych. Brakowało odpowiednich warunków do przetrzymywania rozkładających się zwłok. Trudne do wytrzymania zapachy starano się neutralizować m.in. spirytusem – rzecz jasna nie do picia, lecz „do skrapiania i odrażania fetoru”.

Nauka i Problemy

W krakowskim szpitalu mieli uczyć się adepci chirurgii z całego kraju. Była to wówczas jedyna tego typu instytucja w całej Rzeczypospolitej. Kandydat na studia musiał mieć ukończone piętnaście lat, a nauka zawodu zajmowała trzy lata. Przyszli medycy poznawali tajniki chirurgii od podstaw. Wszelkie praktyczne wskazówki dostawali od profesora bezpośrednio na krojonych trupach. Sami musieli czynnie uczestniczyć w sekcjach i babrać się w ludzkim mięsie, by nabrać zdolności manualnych. Równolegle z chirurgami kształcono też profesjonalne położne.
Problemów jednak nie brakowało. Dyrektor szpitala, profesor Badurski potrzebował zbudować kanał, którym odprowadzano by nieczystości szpitalne. A tych było niemało: krew i inne płyny ustrojowe, brudna woda, ścieki. Kanał ów miał biec pod Małym Rynkiem, który był wówczas głównym punktem handlu mięsem w Krakowie. Rzeźnicy podnieśli alarm obawiając się: „ulokowanego w mieście Krakowie anatomisty, który operacje czyniąc z trupów ludzkich, chce pod jatki nasze kanał przewodzić. Skądby daleko większa zaraza ciał zdrowych wznieciła się, a pożywienie nasze z wyprzedawania mięsa upadek ponosić by musiało”. Rzeźnicy i właściciele jatek sprawę traktowali bardzo poważnie, stosowali wobec profesora groźby karalne (jak byśmy to dziś powiedzieli), chcieli mu wręcz wyrządzić jakąś krzywdę. Ostatecznie decyzja wyższych instancji przeważyła i konflikt rozstrzygnięto na korzyść szpitala. Tym niemniej dawało się odczuć, iż lokalizacja kliniki w samym centrum miasta, nie jest do końca trafiona, a sam budynek – zbyt ciasny.

Mały Rynek

Po kilku latach funkcjonowania przy Małym Rynku, całą placówkę przeniesiono na Wesołą, gdzie przy dzisiejszej ulicy Kopernika założono Szpital św. Łazarza. Szpital, który – dodajmy – dał początek całej późniejszej dzielnicy medycznej – jej koniec istnienia właśnie obserwujemy (kliniki przenoszą się do hipernowoczesnego szpitala w Prokocimiu).

Pamiętajmy!


I tak oto historia zatoczyła koło. Pamiętajmy o pionierach krakowskiej (i polskiej!) chirurgii, profesorze Badurskim, a przede wszystkim profesorze Czerwiakowskim, który „wszystkie prawie opatrywania ran i operacje przy największych z zgnilizny fetorach własną ręką odbywał i toż samo w nauce połogowania czynić był przymuszony”. Był przymuszony, bo nie było nikogo innego. Dlatego my też pamiętajmy. Bo znów – jak nie my, to kto?

Hale Targowe w Krakowie

 Hale Targowe w Krakowie – poskromić żywioł     Żywiołem, wspomnianym w tytule, będzie handel. Handel, który…

Read More

Pałac Czartoryskich

Pałac Czartoryskich – czy na pewno pałac? Właściwie równie dobrze tytułowe pytanie mogłoby brzmieć: pałac…

Read More

Pałac Wielopolskich

Pałac Wielopolskich – szerzej znamy go pod nazwą Urzędu Miasta, lub ewentualnie Magistratu. Nazwa „Ratusz”,…

Read More

XX wiek w Krakowie

Wiek XX w Krakowie? Wychodzimy z założenia, że każdy kto czytuje Ciekawych Krakowa ma przynajmniej…

Read More

KATEGORIE WPISÓW NA BLOGU

Leave a Comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *