planty - granica Starego Miasta

Stare Miasto – czy poza nim jest cywilizacja?

„Extra Cracovia non est vita” – „Poza Krakowem nie ma życia”, jak mawiają niektórzy. Ale przecież nie o cały Kraków tu chodzi! Bieżanów, Azory i Ruczaj się nie liczą. Od dwustu już lat Kraków dla wielu kończy się na Plantach, czyli w Starym Mieście. A poza nimi życia istotnie nie ma, co najwyżej jakaś marna wegetacja. Jako że mamy wiosnę w pełnym rozkwicie, zatem przez cały maj będziemy przyglądać się Plantom. A nuż dowiemy się o nich czegoś nowego?

Stare Miasto w Krakowie

Współczesny Kraków rozrósł się do obecnych rozmiarów ze stosunkowo niewielkiej przestrzeni, jaką jest Stare Miasto. Mimo że życie krakowian już dawno przestało skupiać się wokół Rynku, magiczna linia Plant do dziś wyznacza najściślejsze jądro podwawelskiego grodu. Jest mentalnym wyznacznikiem oddzielającym „prawdziwe” miasto, od całej reszty.

Zygmunt Nowakowski o Starym Mieście

Posłużę się tu pewnym bardzo apetycznym cytatem. Zygmunt Nowakowski pisał: „Kraków mego dzieciństwa to Rynek, Śródmieście i Planty, Planty, Planty. Poza pierścieniem Plant są partie prawie nieskolonizowane, dzikie i nawet groźne. Ich nazwy brzmią złowieszczo, tajemniczo, np. takie Grzegórzki! Albo Krowodrza! Te nazwy są onomatopeiczne, ciemne, nawet trochę krwawe (…). Przedmieścia to było morze ciemności (…). Wybierał się wieczorem w tamte strony tylko człek odważny albo awanturnik, i to z bronią, głównie z kastetem (…) czy nawet ze sztyletem ukrytym w lasce (…). Policja nie ryzykowała wypraw na przedmieścia, chyba w świetle dnia, i to nie w pojedynkę”. Dodać warto, że słowa te dotyczyły już XX (!) wieku…

Marian Turski o Krakowie

Nowakowskiemu wtórował Marian Turski: „Właściwy nurt życia Krakowa płynął w obrębie Plant. Extra muros można było ostatecznie mieszkać, jakkolwiek ta okoliczność dyskwalifikowała czystość rasy krakowianina”. Równie pysznie! Extra muros znaczy tyle, co „poza murami”, tutaj oczywiście rozumianymi już jako ślad po nich, w postaci parku.

Alina Świderska o „wyprawie” na Basztową

Gwoli równouprawnienia, relacje obu panów potwierdza również niewiasta, Alina Świderska, która pisze tak: „Najdawniejszy Kraków, jaki pamiętam (…) koncentrował się jeszcze przeważnie w obrębie Plant. Kiedy dr Kwaśnicki, najpopularniejszy wówczas lekarz chorób dziecinnych, przeniósł się na ul. Basztową, uważane to było za pewnego rodzaju zamach stanu”. Na Basztową! Oczami wyobraźni już widzimy typową panią radcową z Brackiej, użalającą się pani hrabinie z Rynku, jak to musiała zasuwać z dzieckiem do medyka „na drugi koniec miasta”.

„Krakówek”

Podobnych opinii można mnożyć w nieskończoność. O czym takie podejście może świadczyć? Czy to, co powstało w Krakowie (w najświetniejszych jego czasach) i zawarło się w obrębie Plant, wystarcza krakowianom do istnienia, a reszta to jedynie dodatki? Wspaniała stolica Piastów i Jagiellonów, a potem już nic? Czy tez może odwrotnie – jest to efekt późniejszego upadku grodu Kraka i przekształcenia się go w zapyziały grajdołek? Mimo radykalnego rozrostu granic miasta pozostaliśmy mentalnym „krakówkiem”, który po prostu nie nadążał za rozwojem terytorialnym? Tyle pytań i znikąd pomocy! Czy jest z nami jakiś socjolog, który to wyjaśni?

Kraków bez „śródmieścia”

Z historycznego punktu widzenia decydującym może być tu fakt, że Kraków nigdy nie wytworzył sobie nowego centrum. Nie jest wcale regułą, że średniowieczny rynek pozostaje bijącym sercem miasta aż do XXI wieku. Zwłaszcza w przypadku miast tak – stosunkowo – dużych. Przykładami mogą być Lwów i Warszawa – obie te metropolie wytworzyły sobie nowe, eleganckie i reprezentacyjne śródmieścia, pozostawiając staromiejskie rynki nieco na uboczu. Ale działo się to wszystko w XIX stuleciu, epoce gwałtownych przemian i rewolucji przemysłowej. A Kraków w tym czasie sobie grzecznie spał… (niekoniecznie, co prawda, ze swojej winy).

Kto teraz „włada” na Starym Mieście?

Oczywiście, trochę naciągam rzeczywistość. Obecnie 99,9% krakowian mieszka extra muros, Stare Miasto oddano turystom i imprezowiczom – a więc gościom z natury rzeczy tymczasowym. Koniec urlopu – taxi i na Balice. Koniec imprezy – taxi i na „przedmieścia”. W obrębie Plant pozostała już tylko garstka ludzi. Idąc nocą przez okolice Rynku, oświetlone są praktycznie tylko partery.

„Prawdziwe” życie przy Rynku Głównym?

Z fascynacją i niedowierzaniem oglądałem niedawno pewną (nie tak znowu starą) fotografię. Uwieczniono na niej fragment kamienicy w Rynku Głównym 5 – dawnego „Empiku”, obecnie „Zary”. Tam na pierwszym piętrze pod balkonem jest okno, a w oknie – najprawdziwsze firanki! Ktoś tam sobie ot tak po prostu mieszkał. Tuż obok Mariackiego, z widokiem na Adasia! Jakąś zwykłą rodzinkę, dajmy na to Kowalskich, co godzinę budził w nocy hejnał. Dziś rzecz nie do pomyślenia. Zdjęcie to, wydało mi się w jakiś nieokreślony sposób absurdalne. A przecież nie powinno – absurdem było wypędzenie z Rynku normalnego życia i przekształcenie centrum miasta w stylową wydmuszkę dla turystów.

Czy „Kraków” jest tylko w Starym Mieście?

Dziś już mleko się rozlało. Czy jednak mimo to, Planty coś znaczą dla współczesnych krakowian? W sensie – czy znaczą coś więcej, niż tylko trakt komunikacyjny, albo miejsce na weekendowy spacer z wnukami? Czy mentalnie „prawdziwy” Kraków wciąż istnieje tylko intra muros, a wszystko dookoła jest wtórne, ahistoryczne i w jakiś sposób gorsze? Nie podejmę się prostej odpowiedzi, a co na to nasi Czytelnicy? Wiemy, że co poniektórzy z Was, wciąż jeszcze (na przekór wszystkiemu), trwają wewnątrz Plant, niczym ostatni Mohikanie. Miłej niedzieli dla wszystkich, zarówno tych z intra, jaki i extra muros !

Ciekawy Krakowa Maciej pozdrawia!

Wszystkie teksty Macieja – KLIK.

Leave a Comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *