Pomniki na Plantach

Pomniki bywają wdzięcznym tematem do opisywania. Niby w założeniu to tylko kawałek odpowiednio wyrzeźbionego kamienia – czemu zatem potrafią niekiedy wywoływać takie emocje? Bo pomnik to przecież jednocześnie manifest artystyczny, polityczny, symbol gustu (bądź bezguścia) fundatora i talentu (bądź jego braku) u twórcy. Siłą rzeczy, pomniki zlokalizowane na Plantach także skrywają w sobie moc frapujących ciekawostek.

Nie będziemy dziś analizować wszystkich plantowych monumentów. Przyjrzymy się jednak kilku, o których „smaczki” nie mieszczą się w standardowych przewodnikach po Krakowie. Za to u Ciekawych Krakowa – wręcz przeciwnie.

Pomnik Chopina?!?

Proszę bardzo. Oto pierwszy z brzegu – pomnik Chopina. Nie ma takiego? Dziś nie ma, ale był. Dlaczego zniknął? Bo był niewielki („śmiesznie mały”) i usunięto go tylko na moment, by zaraz zastąpić znacznie okazalszym. Takim godnym stołeczno-królewskiego Krakowa. I to właściwie koniec tej historii. Stary usunięto, nowego nie ma. Kiedy go zdemontowano? W 1931. A na nowy czekamy do dziś… Ale wiadomo, że w Krakowie nigdy się nadmiernie nie spieszono. Dekadę temu mieliśmy Rok Chopinowski – nie dało rady. Może na stulecie likwidacji pomnika, doczekamy się jego rekonstrukcji? Radzę się spieszyć, zostało już tylko 10 lat! Garstce najbardziej dociekliwych Czytelników zdradzimy jeszcze lokalizację tego pomnika – to charakterystyczny okrągły placyk na wysokości muru klasztoru Reformatów – ulubiona dziś placówka miejscowych meneli.

Pierwszy pomnik na Plantach

W ogóle z pomnikami na Plantach były od początku same problemy. Gdy wreszcie podjęto decyzję, że ów park należy ozdobić monumentami, pojawił się zasadniczy problem: kto mianowicie jest godzien upamiętnienia w ten sposób jako pierwszy? Dla rozwiązania tej kwestii powołano nawet specjalną komisję (śledczą?). Efekty jej pracy były jednak chyba niezadowalające. Satyryczne pismo „Diabeł” znalazło sposób na wyjście z patowej sytuacji i jednoczesne rozwiązanie palącego problemu pt. „czyj pomnik pierwszy?” Wspomniana gazeta doradziła mianowicie komitetowi samorozwiązanie się „w silnym przekonaniu, że za poświęcenie się i trudy swoje sam na pomnik zasłużył”. Ostatecznie pierwszy na piedestał wskoczył Florian Straszewski, współtwórca Plant (mówiliśmy już o tym ostatnio, ale oczywiście nikt nas nie słuchał). Był to w ogóle pierwszy, umieszczony w przestrzeni publicznej pomnik w mieście.

Kopia niepodobna do oryginału

Niektóre pomniki – mimo umieszczenia ich w tak prestiżowej przestrzeni – nie były wykonane w należytym standardzie. A może krakowskie powietrze (wcale nie od dziś niezbyt zdrowe) nie służyło tak delikatnej w sumie materii, jaką jest kamień? Nie udało mi się ustalić przyczyny destrukcji, ale faktem jest, iż pomnik Lilli Wenedy, wyrzeźbiony w wapieniu pińczowskim przez Alfreda Dauna, przetrwał ledwie nieco ponad 10 lat. Potem trzeba było wykonać nowy, tym razem już odlany w brązie. Kopię pomnika wykonał ten sam artysta, ale właściwie to i o kopii trudno tutaj mówić – Daun przy okazji dość gruntownie przekomponował swoje wcześniejsze dzieło.

Pierwszy pomnik Mickiewicza

Jak wszyscy wiemy, pomnik Mickiewicza w Rynku odsłonięto w 1898. Ale to nie znaczy, że Wieszcz już wcześniej nie był w naszym mieście stosownie upamiętniony. Mickiewicz miał swój krakowski pomnik… zanim dostał swój pomnik. Rolę tą odgrywał po prostu (niejako w zastępstwie) pomnik Grażyny! Wprawdzie Grażyna to nie Adaś, ale Adaś stworzył Grażynę, jako bohaterkę swojego dzieła. I to właśnie monument heroicznej niewiasty był przez krakowian traktowany jako symboliczny pomnik Mickiewicza.

Mieszko jako Jagiełło

Niezła heca była też z pomnikiem Jadwigi i Jagiełły, których tak naprawdę wyrzeźbiono jako… Mieszka i Dąbrówkę. O tym już kiedyś szerzej pisaliśmy, ciekawscy niech sobie poszukają. (Link w komentarzu 😉 ).

Nocne odsłonięcie

A ile zamieszania może być z datą odsłonięcia jakiegoś pomnika? Tu niby naprawdę ciężko wynaleźć problem – 6 lipca to 6 lipca, a 14 września to 14 września. Ale halo, jesteśmy w Krakowie!

Cała rzecz działa się w maju 1903. Nocną porą przez Planty wędrowała grupka podchmielonej młodzieży studenckiej. Idą i patrzą, a tu wśród zieleni, na uroczyste odsłonięcie czeka już gotowy, nowy pomnik. Nikt zresztą nie opowie o tym lepiej, niż jeden z uczestników: „Pamiętam, gdy na krótki czas przed oficjalnym odsłonięciem pomnika Grottgera postanowiliśmy przyspieszyć ten uroczysty moment i zdjąć zasłonę, która zakrywała głowę naszego ukochanego artysty. Działo się to w niezbyt dobrze dobranym momencie, bo o godzinie 1 w nocy. Zaczęto wygłaszać okolicznościowe mowy, a w chwili gdy głos zabrał znany z humoru i dowcipu Tadeusz Zakrzewski, późniejszy adwokat i autor wielu piosenek w Zielonym Baloniku, zjawił się policjant, który chciał zdecydowanie akcję nasza przerwać. Tadeusz Zakrzewski, który nie chciał zrezygnować z doprowadzenia do końca swojego przemówienia, zwrócił się do stróża porządku publicznego (…): I Ciebie witamy, przedstawicielu władzy, który chcesz wziąć udział w naszej uroczystości!”.

Cała sprawa zakończyła się na komisariacie, ale chyba bez przesadnie przykrych konsekwencji… Za oficjalną datę odsłonięcia pomnika Grottgera, przyjmuje się 16 maja 1903 roku.

Odkopany projekt

A czy za symboliczny pomnik Chopina (jednak!) może uchodzić charakterystyczna fontanna Marii Jaremy kolo Filharmonii? Swym kształtem nawiązuje ona do budowy fortepianu i była od początku planowana właśnie jako monument ku czci Chopina (choć akurat nie na Plantach miała stanąć). Bez wątpienia jest coś więcej niż fontanna, to awangardowa rzeźba zaprojektowana jeszcze w 1949 roku. Tak awangardowa, że na jej realizację zdecydowano się dopiero po blisko 60-u latach! Najpierw okazała się sprzeczna z zasadami rozpoczynającego swe panowanie socrealizmu, później w ogóle już o niej nie myślano. To prawdziwy cud mniemany, że komuś chciało się po tylu dekadach przypomnieć zakurzony projekt i go jeszcze zrealizować. Rzadko zdarza się coś takiego, a sądząc po „dokonaniach” większości współczesnych rzeźbiarzy krakowskich, to najlepsze co mogło się nam przytrafić. Ten, kto wpadł na ten pomysł, sam zasługuje na pomnik, i to z najbielszego marmuru kararyjskiego.

A pamięta ktoś, że jeszcze gdzieś z 20 lat temu pomniki na Plantach były (w okresie zimowym) nakrywane drewnianymi „ubrankami” w biało-niebieskich barwach? I tym właśnie nostalgiczno – wspomnieniowym akcentem, kończymy dzisiejsze spotkanie. Do miłego.

Leave a Comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *