Krakowska „Zniewolona” i Aleksander Koniecpolski

Zapowiadał się całkiem przyjemny, kwietniowy poranek 1612 roku. W nadwiślańskim klasztorze bernardynek przy kościele św. Agnieszki jeszcze nie było słychać odgłosów codziennej krzątaniny. Wszak było jeszcze przed świtem. Kilka zbudzonych już siostrzyczek w ciszy oczekiwało wezwania na Jutrznię. Wtem błogi spokój przerwał jakiś potężny wybuch. Siostry rzuciły się do furty, by sprawdzić co się dzieje, niewiele jednak dało się dostrzec. Jacyś obcy ludzie, okrzyki, wrzawa i zamieszanie. Napad na klasztor? Po kilku minutach wszystko ucichło. Zakonnice były wyraźnie wstrząśnięte. Poza bałaganem większych strat materialnych nie odnotowano. Co się więc wydarzyło? I gdzie podziały się dwie z nich – rodzone siostry Dembińskie? Jaki udział w zamieszaniu miał Aleksander Koniecpolski?

spis TREŚCI

Obowiązek ważniejszy niż miłość

By zrozumieć, co wydarzyło się owego feralnego poranka przy klasztorze bernardynek, przyjrzyjmy się głównym bohaterom dramatu. Z owych sióstr Dembińskich, bardziej interesuje nas jedna – Zofia, podkomorzanka mielnicka. Jej jedynym pechem było dobre urodzenie. A jak wiadomo, dobrze urodzeni nie wchodzą w związek małżeński z miłości, tylko z wyrachowania. Rodzina wybrała młodej pannie kandydata na małżonka, nie bacząc na jej uczucia czy ewentualne preferencje. I to jakiego kandydata!

ALEKSANDER KONIECPOLSKI

Nazwisko Koniecpolski wiele wówczas w Rzeczypospolitej znaczyło. Na towarzysza życia młodej damy „zakontraktowany” został przedstawiciel tej właśnie magnackiej familii – Aleksander, podkomorzyc sieradzki, stryjeczny brat słynnego hetmana Stanisława, jednego z najsłynniejszych dowódców wojskowych w naszych dziejach. Miał więc młody Aleksander Koniecpolski dobre nazwisko, wpływowych krewnych, biedy też nie klepał. Miał wszakże jedną wadę – złą opinię. Uzasadnioną – dodajmy. Był bowiem ów młodzieniec człowiekiem wyjątkowo krewkiego temperamentu, doskonałym przedstawicielem buńczucznego sarmaty, staropolskiego „sobiepana”. Malowniczym typem awanturnika, tak typowym dla tamtej epoki. Jednakże przeznaczona Koniecpolskiemu panna, zapewne bardzo mu się spodobała.

Życiowe wybory

Zakochany Koniecpolski ochoczo przystąpił do przygotowań do ślubu. Niestety, Zofia nie podzielała entuzjazmu narzeczonego. Nie chcąc zmarnować sobie życia u boku niewłaściwego człowieka, wybrała jedyne możliwe wówczas rozwiązanie – ucieczkę do klasztoru. W obraniu nowej drogi życiowej, postanowiła towarzyszyć jej rodzona siostra – Dorota. Obie podjęły decyzję o wstąpieniu do zakonu bernardynek, przy kościele św. Agnieszki w Krakowie (a ściślej na podkrakowskim Stradomiu, tuż nad brzegiem Starej Wisły). Liczyły, że tutaj – w cieniu monarszej siedziby na Wawelu – będą bezpieczne. Inna wersja głosi, że to sam przyszły małżonek przywiózł tu swą narzeczoną, by w ciszy klasztornych murów przygotowywała się do małżeństwa. Jakby nie było, Zofia zaszyła się w klasztorze i nie zamierzała już z niego wychodzić.

Atak na klasztor

Co się działo dalej? Tu też są rozbieżne wersje. Według jednej Zofia ukryła się, nie chciała wyniść z klasztoru i w ogóle nie zawarła małżeństwa z Aleksandrem Koniecpolskim. Według innej, doszło do małżeństwa, które jednak nie zostało skonsumowane i już po ucieczce do klasztoru, Zofia słała listy do Rzymu, z prośbą o unieważnienie jej związku. Obie z Dorotą mogłyby wówczas zostać zakonnicami. I tak zapewne by się stało, zwłaszcza że Rzym oddał decyzje w tej sprawie biskupowi krakowskiemu.

Ale wtedy do akcji wkroczył Aleksander. Wraz z grupą zbrojnych postanowił odebrać „co swoje” siłą. 17 kwietnia 1612 roku, tuż przed świtem, oddział Koniecpolskiego najechał klasztor. Strzałem z moździerza (!) wysadzili bramę i dokonali szturmu. „Pachołkowie” Koniecpolskiego w poszukiwaniu Zofii rozbiegli się po pomieszczeniach, nikt nie zwrócił najmniejszej uwagi na klauzurę. Obie siostry odnaleziono w ich celi, ujęto i porwano z klasztoru. Następnie zapakowano je na łodzie i po krótkiej przeprawie Wisłą, już na wozach powieziono je do Koniecpola – rodzinnej rezydencji krewkiego magnata.

Skutki ataku

Wkrótce wybuchł wielki skandal. Sprawa porwania z klasztoru stała się głośna w Rzeczypospolitej i otarła się o najwyższe instancje. W efekcie Koniecpolski został uznany świętokradcą i oficjalnie ekskomunikowany przez biskupa Piotra Tylickiego. W wyroku sądu dla szlachty (trybunału), rzucono też na niego infamię – czyli zniesławienie. Nasz bohater absolutnie się tym wszystkim nie przejął. Zwłaszcza, że żadna surowsza, „prawdziwa” kara go nie spotkała, mimo wyroku skazującego na banicję czyli wygnanie z kraju. Dalsze losy małżeństwa Koniecpolskich również nie potoczyły się najlepiej. Nieszczęśliwa Zofia zmarła przy porodzie (bądź wkrótce po nim), zaś Aleksander niemal natychmiast ożenił się z jej siostrą – Dorotą.

Koniec burzliwej historii

Gdy po jakimś czasie cała sprawa ucichła, Koniecpolski postanowił dogadać się z klasztorem. Po wypłaceniu pewnej sumy (15 tys. zł) jako zadośćuczynienia, sejm w 1625 roku uwolnił Koniecpolskiego od infamii – oficjalnie ze względu na krewnych, a zwłaszcza na hetmana Stanisława Koniecpolskiego, znakomicie ojczyźnie zasłużonego. Niewykluczone, że właśnie wspomniane wydarzenia, przyczyniły się do decyzji siostrzyczek o wybudowaniu bezpieczniejszej filii swojego klasztoru w obrębie murów miejskich. Taki był początek istniejącego do dziś klasztoru bernardynek przy ulicy Poselskiej. A że w skład zabudowań klasztornych weszła m.in. krakowska rezydencja rodziny Koniecpolskich….. Cóż, ot czysty przypadek zapewne…

Pamiętajcie, że więcej ciekawostek znajdziecie w naszych pozostałych wpisach na blogu! 😉

Leave a Comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *