Krakowska toponimia cz.3 – Ciekawostek nazewniczych ciąg dalszy

Uwaga, dziwne słowa – Blich, Mlaskotów, Włóczków, Igrców i Kurniki. To wszystko nazwy krakowskich ulic! O co w nich chodzi?

Zgodnie z obietnicą, dzisiaj ponownie (część pierwszą znajdziecie TU, a drugą TAM) zajmiemy się sprawami historycznego nazewnictwa w Krakowie. Bez rozbudowanych wstępów, napuszonych oracji czy kurtuazyjnych powitań, przejdźmy od razu do meritum.

Ulica Blich

Na dobry początek zaczniemy od ulicy Blich. Sama ulica jest znana, wszak to ścisłe centrum miasta. Tuż obok biegnie ruchliwa ulica Grzegórzecka, w pobliżu stoi Hala Targowa, a i do dworca niedaleko. Ale gdyby tak zapytać przypadkowych przechodniów skąd się wzięła jej nazwa? No właśnie…

Otóż nazwa Blich wywodzi się od dawno zapomnianego zajęcia, zwanego blechowaniem. Blechowanie zaś to po prostu czynność polegająca na bieleniu płótna. Materiału niegdyś jednego z absolutnie podstawowych – choćby w zastosowaniu przy wytwarzaniu odzieży. Płótno takie najzwyczajniej w świecie rozkładano na trawie by bielało na słońcu. W tej branży więc, okresem szczególnie wzmożonej pracy były cieplejsze, bardziej słoneczne miesiące. Dodatkowo płótno takie polewano od czasu do czasu wodą, dzięki temu proces bielenia jeszcze przyspieszał. Dlatego też właśnie „blechy” (czy „blichy”- obie nazwy są poprawne) urządzano najczęściej przy brzegach rzek. Dociekliwy ktoś może się rozejrzeć po okolicy i (słusznie) zapytać – no dobrze, wszystko się zgadza. Tylko gdzie tu jest w takim razie rzeka, czy inna jakaś woda? Ano była. I to niejedna! Dość powszechnie znany jest w Krakowie fakt, iż pobliskimi ulicami Dietla i Daszyńskiego płynęła kiedyś tzw. Stara Wisła. Dodatkowo jednak właśnie w tym rejonie, aż do połowy XVII wieku, przepływał jeszcze Prądnik. I to właściwie głównie brzegi Prądnika służyły tutejszym rzemieślnikom do rzeczonego blechowania. Miejsce to zwano powszechnie Blechem, a stąd już prosta droga do dzisiejszej ulicy Blich. Należy wspomnieć, iż mówimy tutaj cały czas o blechu krakowskim. Osobne miejsce do blechowania miało miasto Kazimierz; zresztą też całkiem niedaleko stąd. Ślad po tym zawodzie przetrwał w starym nazewnictwie wielu innych jeszcze miejscowości w Polsce.


Ulica Blich

Ulice Rękawka i Emaus

Kolejna „bezsensowna” zdawałoby się nazwa to ulica Rękawka. Albo taki Emaus. Określenia te mogą jednak wywołać zdziwienie jedynie u kogoś kto nigdy nie mieszkał w Krakowie, bądź na jego temat ma znikomą wiedzę. Obie te nazwy to fundamenty naszej (krakowskiej) kultury i obyczajowości! Pod tymi osobliwymi pojęciami kryją się prastare, wiosenne obrzędy, o głęboko pogańskich jeszcze korzeniach. Dawnych bożków z czasem obalono, ich symbole zniszczono, jednak niektóre rytuały okazały się nie do wyplenienia. Wraz z umacnianiem się chrześcijaństwa zostały więc one nieco zmodyfikowane i zaadaptowane na potrzeby nowej wiary. Tak właśnie było i w tym przypadku. Nie będziemy w tej chwili opisywać szczegółowo święta Rękawki ani Emausu. Wymagałoby to osobnego, obszernego tekstu, a wnikliwy Czytelnik znajdzie i tak sporo informacji na ten temat. Z żalem można jedynie stwierdzić, że dzisiaj obrzędy te zostały zamienione na festiwal odpustowej tandety, chińskich zabawek i wszelkiego „badziewia”. A może… właśnie tak ma być? Wszak i dawniej, i dziś, obyczaje te służyły handlowi i (nie zawsze najwyższej próby) rozrywce? Zaadaptowanej – po raz kolejny – na potrzeby nowych czasów…

Ulica Mlaskotów

Nie mniejsze zdziwienie może wywołać nazwa ulicy Mlaskotów. Co to, te mlaskoty? W tym miejscu musimy się na moment zatrzymać, by przypomnieć sobie legendę o Lajkoniku. Opowiada ona o czasach najazdów tatarskich. Mamy więc XIII wiek. Zagony azjatyckich najeźdźców po raz kolejny zbliżają się do bram miasta. Pogrążeni w swoich codziennych sprawach mieszkańcy nic o tym nie wiedzą. Za moment dojdzie do kolejnej rzezi i zniszczenia grodu. Nieoczekiwanie jednak, Tatarzy zostają powstrzymani. Chwilę ich nieuwagi wykorzystali krakowscy (a właściwie podkrakowscy – zwierzynieccy) flisacy i rozgromili cały oddział wroga. Kraków ocalał. Zwycięscy flisacy wkroczyli do miasta w uroczystym pochodzie. Dla draki poprzebierali się oni w zdobyte na przeciwnikach orientalne stroje. Krakowianie po raz pierwszy mogli im się spokojnie poprzyglądać… Od tego czasu, na pamiątkę owego wydarzenia, organizowany jest co roku pochód oryginalnej postaci zwanej Lajkonikiem. Pół-człowiek, pół-koń, egzotyczny strój… Geneza Lajkonika jest dużo bardziej wszakże skomplikowana i do dziś w pełni nie wyjaśniona. Sama tradycja raczej na pewno wywodzi się jeszcze z czasów pogańskich, a więc na długo przed najazdami Tatarów. Jednak mniejsza, w tej chwili, o to. Wspomniany pochód Lajkonika to dziś festiwal radości. Tańce, hulańce i swawole. Oberwanie po głowie buławą, którą dzierży Lajkonik w swej dłoni, stanowi obowiązkowy punkt programu. Bez tego nie ma co liczyć na szczęśliwe i dostatnie życie. Lajkonik pobiera od miejscowych przedsiębiorców symboliczny haracz, wznosi symboliczny toast… Do tego gra muzyka. No właśnie! Muzyka! Lajkonikowi towarzyszą muzykanci. I właśnie członkowie owej wesołej kapeli zwani są mlaskotami. To oryginalne miano ma się wywodzić od starej zwierzynieckiej familii, państwa Mlaskotów, którzy szczególnie mocno zasłużyli się dla jej działalności. Ulica Mlaskotów upamiętnia piękną, prastarą tradycję i jej nazwa zrozumiana może być w zasadzie tylko w Krakowie.

Ulica Włóczków

Wspomnieliśmy przed chwilą o flisakach, których szybka i zdecydowana akcja pozwoliła ocalić Kraków przed Tatarami. I to z flisakami wiążę się więc nazwa kolejnej ulicy. Mianowicie ulicy Włóczków. Kim zatem byli flisacy? Flisacy zajmowali się oczywiście…flisem! Czyli mówiąc wprost spławianiem różnych towarów (przeważnie drewna) Wisłą. Przed wiekami drewno było rzecz jasna niezwykle ważnym surowcem, a Wisła jedną z podstawowych dróg transportu w Polsce. Dlatego też i flisacy mieli niemałe znaczenie w ówczesnej gospodarce. Obdarzani byli przez monarchów przywilejami i monopolami. Zorganizowali sobie swoje własne stowarzyszenie zawodowe – flisackie „bractwo”. Większość flisaków wywodziła się ze Zwierzyńca, dlatego tu właśnie znajdziemy ulicę Włóczków. Pozostaje pytanie: co mają flisacy do włóczków? Czy to może jedno i to samo? Odpowiedź brzmi: tak! Flisacy to inaczej włóczkowie. A włóczkowie to inaczej flisacy. (Włóczkowie to bardziej lokalna, krakowska nazwa.) Zapamiętać sobie to jeden z drugim raz na zawsze!


Włóczkowie i flisacy to to samo…. Ok! Zapamiętam!

Ulica Igrców

Zajrzyjmy jeszcze na ulicę Igrców. Znów jakieś nie wiadomo co. Z czym to się je? Igrce to już ogólnopolskie (a ściślej staropolskie) określenie, nie jakieś typowo krakowskie. Igrce to średniowieczni dostarczyciele rozrywki. Rozmaici trefnisie, muzykanci, kuglarze, akrobaci… Wędrowni artyści, urządzający swe pokazy w napotykanych po drodze miastach. Trochę z cyrku, trochę z kabaretu. Kpili sobie (igrali) tacy igrce ze wszystkiego. Ich przedstawienia pozwalały obserwującym na chwilę oderwania od ówczesnej codzienności pełnej postów, umartwień, lęku przed Sądem Ostatecznym. Chwila czystej rozrywki, beztroskiego zapomnienia – tak jak dzisiaj, tyle że w średniowiecznym „ubranku”. Wdzięczni krakowianie o nich nie zapomnieli i po setkach lat uczcili ich profesję w nazwie jednej z ulic. Walnie przyczynić się do tego mogło widowisko sceniczne „Igrce w gród walą”. Napisane zostało ono przez zapomnianego dziś nieco Adama Polewkę i wystawione po raz pierwszy w krakowskim Barbakanie w 1938 roku. Kochający Kraków (wzbudzający obecnie kontrowersje) autor stworzył sztukę, która przyciągała tłumy i zaliczyła spory sukces frekwencyjny. Wystawiano ją jeszcze po wojnie, dziś już mało kto o niej pamięta. Dobrze, że jest chociaż ta ulica.

Ulica Kurniki

Na koniec sprawdźmy jeszcze co słychać na ulicy Kurniki. Ano słychać tu pianie i gdakanie – jak to w kurniku. Ten kto myśli, że w nazwie tej ulicy kryje się jakieś drugie dno – jest w błędzie. Tu nie ma i nie było żadnego głębszego znaczenia. Kurniki pochodzą od kurników i tyle. Nazwa świadczy o tym, że dzisiejsze okolice dworca były niegdyś po prostu sielsko – wiejskie. Pełno było tu skleconych z drewna bud, w których chowano gospodarskie ptactwo. Na długo zanim odjechał stąd pierwszy pociąg (do Mysłowic zresztą). Nikt pędząc dziś na dworzec czy na zakupy, raczej się nad tym nie zastanawia. Podobną genezę nazwy ma zresztą sąsiednia ulicy Pawia. Ulica Ogrodowa takowoż. Zieleń, skrzeczące ptactwo… Aż ciężko sobie dziś to wszystko wyobrazić. Przynajmniej w tym miejscu.


Ulica Kurniki

Skoro jesteśmy przy dworcu, pora się już dziś pożegnać. Każdy idzie w swoją stronę. Dzisiejszym odcinkiem kończymy na jakiś czas cykl poświęcony krakowskiemu nazewnictwu. Z pewnością do niego jeszcze wrócimy, ale w najbliższym czasie dla odmiany zajmiemy się czymś innym. Adieu!



1 thought on “Krakowska toponimia cz.3 – Ciekawostek nazewniczych ciąg dalszy”

  1. A juz myslalem, ze za nazwą kurniki kryje sie jakaś bogata historia. A tu nic, brak ukrytego znaczenia? 😀

Leave a Comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *